Góry, ocean i dżungla w jednym miejscu – to właśnie Taroko National Park.
Po raz pierwszy podróżowaliśmy pociągiem po Tajwanie. Czasami brakuje miejsc, a innym razem odpowiedniego połączenia. Tym razem, z dwudniowym wyprzedzeniem kupiliśmy bilety z Taipei do Xincheng – małego miasteczka położonego u stóp Taroko National Park.
Mimo, że miejscowość sprawiała początkowo wrażenie opuszczonej, trafiliśmy do jak dotąd najlepszego guest house’u w jakim przyszło nam spać: Susi Space. Codziennie świeże śniadanie, właścicielka mówiąca płynnie po angielsku i hiszpańsku, a także nienajgorsza lokalizacja.

Pierwszego dnia, spod dworca kolejowego złapaliśmy jeżdżący średnio raz na godzinę Taroko Bus. Autobus wjeżdża do parku i zatrzymuje się w kluczowych miejscach. Zaczęliśmy na spokojnie, wysiadając przy wejściu na Shakadang Trail. Szlak wiedzie wzdłuż strumienia, pełnego pokrytych spektakularnymi wzorami kamieni. Zarówno w Xinheng jak i w pobliskiej miejscowości Hualien, kamienie różnych rozmiarów są szlifowane i sprzedawane jako pamiątki. Kupić można niewielki wisiorek, ale także kilkudziesięciokilogramowy głaz np. do ogródka…



Spora część szlaku prowadzi przez wydrążony w skałach, otwarty z jednej strony tunel. Wygląda to wspaniale, jednak wysokość tunelu dopasowana jest do wzrostu lokalnej ludności w związku z czym przez dłuższy czas zdarzyło mi się iść z nisko opuszczoną głową.

Szlak nie jest zbyt wymagający. Około 7-8km w dwie strony, przy czym wrócić trzeba dokładnie tą samą drogą. Nie jest to takie złe rozwiązanie, ponieważ po drodze spotkać można wiele ciekawych stworzeń.





Problematyczne okazały się autobusy powrotne. Dopiero kolejnego dnia zorientowaliśmy się, że na każdym przystanku widnieją dokładnie te same godzin – oznaczają start z dworca w Xincheng. Nigdy nie wiemy więc dokładnie, o której przyjedzie nasz autobus. Dokładny rozkład wisi w niektórych autobusach, ale na przystankach go niestety nie znajdziemy…
Wracając z Shakadang Trail, wybraliśmy się zobaczyć kaplicę Changchun zlokalizowaną przy kolejnym przystanku. Widok wspaniały!

Czekaliśmy tam na autobus powrotny, jednak ten nigdy nie przyjechał. Okazało się, że akurat tego dnia nie dojeżdża do kaplicy i można go złapać na skrzyżowaniu pół kilometra dalej. Nie wiadomo jednak o której, a miejsce nie jest oznakowane. Ostatecznie przeszliśmy kilka przystanków pieszo, a na koniec złapaliśmy stopa do Xincheng.

Drugiego dnia, pojechaliśmy autobusem od razu kilka przystanków dalej, aż do tzw. Swallow Grotto. Swoją nazwę zawdzięcza oczywiście gniazdującym tam jaskółkom. Wycieczkę zaczęliśmy od przejścia przez tunele pełne jaskółczych gniazd, a zakończyliśmy jednym z piękniejszych widoków jakie oferuje nam Taroko National Park:


Swallow Grotto nie zajęło nam jednak więcej niż godzinę więc postanowiliśmy dotrzeć do bardziej wymagającego szlaku. Podjechaliśmy autobusem do przystanku Lushui i za radą siedzącego tam pracownika parku, podjęliśmy się przejścia przez dżunglę szlakiem Lushui Wenshan. Już na wstępie czekały nas same dobre wiadomości:

Killer Bees??? Brzmi nieźle, prawda? Tym bardziej, że nazwa jest trochę myląca, ponieważ nie chodzi o pszczoły, a o szerszenie. Konkretnie o azjatyckie szerszenie giganty, nazywane również Asian Giant Tiger-Head Hornet. Jedno użądlenie podobno nie zabija, ale jeśli już żądlą to zazwyczaj nie w pojedynkę. Gdy szliśmy takim oto szlakiem:

wspinając się po prawie pionowych podejściach i przytrzymując się zamontowanych na nich łańcuchów i lin, spotkaliśmy Killer Bee po raz pierwszy. Zatrzymaliśmy się na chwilę odpoczynku i usłyszeliśmy bzyczenie przypominające bardziej odgłos drona niż owada. Szerszeń wisiał nad naszymi głowami. Był brązowo-żółty, a wielkość jego ciała i odgłos jaki wydawał podczas lotu mówiły bez ogródek: nie chcę was tu widzieć.
Bez większego zastanowienia posłuchaliśmy rady szerszenia i przyspieszyliśmy kroku, nie patrząc za siebie. Szczęśliwie nie trafiliśmy na gniazdo tych nad wyraz przyjemnych stawonogów.
Szlak był naprawdę wymagający. Szliśmy raz w górę, a raz w dół, mijając pozostałości po przedwiecznych wioskach pozostawionych przez rdzennych mieszkańców Taroko wiele lat temu.

Trasa zajęła nam około 3 godziny. W drugą stronę wróciliśmy już ulicą, kierując się do Tianxiang, gdzie znajdował się najbliższy przystanek autobusowy.

Tego dnia złapaliśmy Taroko Bus bez większego problemu. Wystarczyło znać zasady. Szlak Lushui Wenshan poważnie nas zmęczył. Dwa dni w Taroko były intensywne. Po raz kolejny dały nam lekcję pokory względem dżungli i żyjących w niej stworzeń.
Miesiąc na Tajwanie to wbrew pozorom wcale nie tak długo. Po dwóch dniach, mimo pewnego niedosytu, przyszedł czas by ruszać w dalszą drogę.
P