Na początku kwietnia wróciliśmy do Tajlandii. Od dawna wyczekiwane przez nas wyspy na południu miały wiązać się z leżeniem w hamaku, morzem, rafą koralową, nurkowaniem i oczywiście z treningami Muay Thai. Z boksem jest tu jednak ciężko. Na Koh Tao była możliwość trenowania, jednak osobiście wolę treningi w poznańskim klubie – gdzie w przeciwieństwie do Koh Tao można spotkać doświadczonych zawodników. Jeśli chodzi o wyspę Phi Phi, trenować nie ma gdzie. Przez 2 dni wypytywaliśmy tubylców o szkoły Muay Thai – nic z tego. Wszyscy jednak wskazywali Reagge Bar, w którym znajduje się ring i walki odbywają się każdego dnia. Do dziś nie dowiedziałem się skąd sprowadzani są tajscy zawodnicy, skoro na wyspie nie ma żadnej szkoły. Okazało się jednak, że biały człowiek, mimo iż nie może tu trenować, to każdego wieczoru może stanąć na ringu. No to.. czemu by nie?
Dziś około 21:00 wziąłem w kieszeń ochraniacz na zęby i wraz z Anną wybrałem się do Reagge Baru. Ring gotowy, kaski dla turystów przygotowane, potrzeba tylko zawodników. Już na wstępie zaczepił nas Taj z ofertą darmowego wiaderka alkoholu w zamian za występ. Zgodziłem się, a organizatorzy zaczęli szukać dla mnie przeciwnika. Chętnego nie było przez dłuższy czas. Szukali przez dobre półtorej godziny, aż w końcu z ostatniego rzędu stolików zgłosił się Australijczyk. Dlaczego nie Taj? Z Tajów zostały tylko dzieci i walczą między sobą. Walki turystyczne jak się okazało są dość nietypowe. Nie ma kategorii wagowych, ani wiekowych. O doświadczenie też nikt nie pyta. W związku z tym trafiłem na umięśnionego typa cięższego o równe 20 kg. Ubrano nas w stare kaski, rękawice i w skarpety, które kiedyś były wypełnione gąbką. Czas walki dostosowany do turystów – 3 rundy po 1 min każda. Pech chciał że zabronili używania łokci i kolan.
Walka z cięższym zawodnikiem, który bije na oślep okazała się trudniejsza niż myślałem. Jeden trafiony cios mógł zakończyć walkę. Poniżej fragment walki nagrany przez zawsze wspierającą mnie Annę 🙂
Tak bawią się turyści na Phi Phi. Zyskałem kilku kibiców, w tym Rosjan, którzy robili sobie ze mną zdjęcia przez kolejne 15 minut po walce (’Davaj Pavel!!!’), a high-five przybiło nawet kilku Tajów 🙂 Zostało nam już niewiele czasu, a poszukiwania dobrych treningów na wyspach nie należą do łatwych.
pozdrawiam,
P