Tydzień pod namiotem w Szwecji, w środku zimy, na północ od koła podbiegunowego przy -15 stopniach? Trzeba mieć nie po kolei w głowie? Oczywiście, że tak! Najlepiej znaleźć do towarzystwa kilku równie niepoukładanych typów i ruszać w drogę – do Abisko National Park.
Artykuł jest krótki i ogólnikowy – w 2020 nikomu nie chce się już czytać długich, szczegółowych wpisów. Załączam więc kilka wybranych zdjęć i opisów, a zainteresowanych szczegółami zapraszam do formularza kontaktowego.
Droga z Polski do Abisko jest długa i kręta:
- samolot z Poznań-Ławica do Sztokholm-Skavsta
- bus z lotniska Sztokholm-Skavsta do centrum Sztokholmu
- pociąg nocny z dworca głównego do Abisko Turiststation
- nartami biegowymi z Abisko Touriststation w środek lasu
W teorii nie tak źle, ale zdarza się, że na tory zejdzie lawina (?!), pociąg nocny nie zawiezie nas pod drzwi Abisko Turiststation tylko wyrzuci 500km wcześniej, każe czekać na przesiadkę, a później przerzuci do autokaru i zamiast o 11:00 dotrzemy na miejsce o 18:00.
Dlatego też dojazd do miejsca biwakowego odbył się w nocy, po ciemku, z czołówkami na głowach i ciężkimi saniami ciągniętymi przez dwóch szczęśliwców, którzy najlepiej radzili sobie na nartach. Na to doszła zamieć śnieżna (podobno lekka, ale jak dla mnie było dość srogo), wiatr i mróz.
Po dotarciu na miejsce wykopaliśmy wielką japę w śniegu i rozbiliśmy w niej namiot. Ciągle mocno wiało więc zamiast śledzi użyliśmy nart do utrzymania namiotu na swoim miejscu przez resztę nocy.

Pierwsza noc w śpiworach i pierwszy poranek nie należały do łatwych. Śnieg ciągle padał i nie zapowiadało się na poprawę. Musieliśmy rozpracować miniaturowe palniki i odpalać gaz krzesiwem, ponieważ zapalniczki gasły nim płomień docierał do gazu. Sprzęt zamarzał błyskawicznie. Nie spodziewałem się, że zamarznąć może np. termos pełen herbaty zostawiony na noc na dworze.

Wyruszyliśmy początkowo szlakiem letnim w stronę Abiskojaure. Letni szlak był całkowicie zasypany i poprzecinany małymi mostkami, po których z trudnością udawało nam się przejść. Sytuacja poprawiła się dopiero, gdy odbiliśmy na szlak zimowy. Dotarliśmy do zamarzniętego jeziora pokrytego warstwą śniegu. Patyki powbijane co kilka metrów wyznaczały nam drogę. Szliśmy po zamarzniętej, polarnej wodzie.

Śnieg orał nas po twarzach przez większą część drogi. Niektórym zostawał nawet na dłużej…

Nic tak nie cieszy jak słońce w takich warunkach. Mimo, że na dalekiej północy w lutym Słońce ledwo wychodzi nad horyzont, jest kilka godzin w ciągu dnia, podczas których można się nim cieszyć.


W Abisko National Park żyje wiele wspaniałych gatunków zwierząt. Kilka razy trafialiśmy na łosie. Ty razem była to czteroosobowa grupa przemierzająca pobliskie zaspy śniegu.


Wieczory spędzamy w obozowisku. Wracamy gdy jest już ciemno, przyrządzamy liofilizowane dania zalewane wodą czerpaną ze strumienia, rozmawiamy, słuchamy dźwięków palonego drewna.

Sytuacja na niebie zmienia się z minuty na minutę. Przez chwilę widzimy rozgwieżdżone niebo, by za chwilę nie widzieć nic poza gęstymi chmurami. Każdego dnia czekam na zorzę polarną.

Każdy poranek przynosi inny widok. Budzimy i się i schodzimy nabrać wody ze strumienia. Nie ma nic lepszego niż promienie słońca oświetlające nasze obozowisko.

Podczas wycieczek narciarskich spotykamy psie zaprzęgi. Psy zasuwają tak, że nie sposób byłoby je dogonić na nartach. Jestem pod wrażeniem sterowności takiego pojazdu.


W końcu przyszedł czas na najprawdziwszą zorzę polarną. Na żywo wygląda ona zupełnie inaczej niż na zdjęciach. Dlatego polecam każdemu zainteresowanemu biwak w Abisko. Są takie rzeczy, które po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy. A ten widok jest naprawdę nie z tego świata.



Ostatni dzień przyniósł ostatnie atrakcje. Takie jak wspinaczka po zamarzniętym wodospadzie. Nie sądziłem, że to się uda. A jednak…


Następnie wyjazd skuterami śnieżnymi wysoko w góry. Tam krajobraz zmienił się diametralnie. Gęsty, zmarznięty śnieg pokrywał wszystko dookoła. Okolica przypominała wizytę na Księżycu.

Pobyt podsumowujemy wizytą w saunie zlokalizowanej nad brzegiem zamarzniętego jeziora Torneträsk. Po każdej sesji czekał na nas wycięty w grubym na 60cm lodzie przerębel.

Oczywiście wszystko to można zrealizować siedząc w ciepłym schronisku – Abisko Turiststation, gdzie zawsze czeka na gości gulasz z renifera i ciepła woda w kranie. Ale jaki miałoby to sens?
